Druga z kolei bajka o kukiełaku autorstwa ACh.
Była sobie kiedyś mała wioska. Nazywała się Groszkowo, a to dlatego, że było tam bardzo zielono i w każdym ogródku rósł pachnący groszek. Dookoła były lasy, w dolinie nieopodal jeziorko, w którym pływały szczęśliwe rybki. Wszędzie było zielono. Mieszkańcy wioski byli uprzejmi, mili i życzliwi dla siebie nawzajem i dla przybyłych z różnych stron świata gości. Pewnego dnia do Groszkowa zawitał pewien starszy pan, który przebył daleką drogę i potrzebował noclegu. Mieszkańcy wioski zaprowadzili go do Sołtysa-kierownika wioski i tam został ugoszczony i przedstawiony reszcie mieszkańców. Był to sędziwy i samotny pan. Wędrował po świecie od wioski do wioski szukając noclegu i pożywienia. Nosił na szyi aparat i ciągle robił zdjęcia. Niewiele mówił. Nie chciał nawet powiedzieć skąd pochodzi ani dlaczego tak wędruje i gdzie jest jego rodzina. Powiedział tylko, że nazywa się Maurycy i ma 70 lat i wiele przygód przeżył podczas swojej tułaczki. Mieszkańcy wioski rozeszli się do domów. Nie chcieli więcej wypytywać przybyłego. Mieli nadzieję, że przyjdzie pora, kiedy sam będzie chciał zdradzić swój sekret. Na drugi dzień Maurycy postanowił zwiedzić wioskę. Podziwiał ogrody uśmiechając się do ludzi, obserwował ptaki, patrzył w niebo, robił zdjęcia. Bardzo mu się Groszkowo spodobało. I okolica była piękna i mieszkańcy przyjaźni. A, że on długo już był w podróży i zdrowie mu ostatnio szwankowało, postanowił zamieszkać w Groszkowie. Udał się więc do Sołtysa i zapytał:
Była sobie kiedyś mała wioska. Nazywała się Groszkowo, a to dlatego, że było tam bardzo zielono i w każdym ogródku rósł pachnący groszek. Dookoła były lasy, w dolinie nieopodal jeziorko, w którym pływały szczęśliwe rybki. Wszędzie było zielono. Mieszkańcy wioski byli uprzejmi, mili i życzliwi dla siebie nawzajem i dla przybyłych z różnych stron świata gości. Pewnego dnia do Groszkowa zawitał pewien starszy pan, który przebył daleką drogę i potrzebował noclegu. Mieszkańcy wioski zaprowadzili go do Sołtysa-kierownika wioski i tam został ugoszczony i przedstawiony reszcie mieszkańców. Był to sędziwy i samotny pan. Wędrował po świecie od wioski do wioski szukając noclegu i pożywienia. Nosił na szyi aparat i ciągle robił zdjęcia. Niewiele mówił. Nie chciał nawet powiedzieć skąd pochodzi ani dlaczego tak wędruje i gdzie jest jego rodzina. Powiedział tylko, że nazywa się Maurycy i ma 70 lat i wiele przygód przeżył podczas swojej tułaczki. Mieszkańcy wioski rozeszli się do domów. Nie chcieli więcej wypytywać przybyłego. Mieli nadzieję, że przyjdzie pora, kiedy sam będzie chciał zdradzić swój sekret. Na drugi dzień Maurycy postanowił zwiedzić wioskę. Podziwiał ogrody uśmiechając się do ludzi, obserwował ptaki, patrzył w niebo, robił zdjęcia. Bardzo mu się Groszkowo spodobało. I okolica była piękna i mieszkańcy przyjaźni. A, że on długo już był w podróży i zdrowie mu ostatnio szwankowało, postanowił zamieszkać w Groszkowie. Udał się więc do Sołtysa i zapytał:
-Panie Sołtysie, bardzo mi się tu u Was podoba. Chciałbym
zamieszkać we wiosce i wieść szczęśliwe życie. Czy mógłbym tu zostać na zawsze?
-Oczywiście, jesteś tu bardzo mile widziany, ale o to, czy
możesz z nami zamieszkać muszę zapytać mieszkańców wioski i zrobić głosowanie w
tej sprawie. Rozumiesz?
-Tak, tak, to oczywiste-odparł Maurycy.
Po południu zebrali się wszyscy mieszkańcy wioski i odbyła
się dyskusja, a po niej głosowanie. Jednogłośnie zostało postanowione, że
Maurycy zostanie w Groszkowie na najbliższe trzy miesiące. Jeśli mieszkańcy i
on sam będą zadowoleni, wtedy zostanie na stałe. Maurycy bardzo się ucieszył, a
Groszkowianie byli bardzo ciekawi jego osoby. Sędziwy pan bardzo długo pozostał
tajemniczy i choć nie sprawiał żadnych problemów w wiosce, wręcz przeciwnie
pomagał kiedy mógł, to wciąż o sobie niewiele mówił. Skąd przybył? Co robił wcześniej? Dlaczego tak długo
wędrował?- te pytania długo nurtowały mieszkańców wioski, ale z grzeczności
nikt go o nic nie wypytywał. Wszyscy czekali, aż Maurycy zdecyduje się
powiedzieć im o tym sam. Minął już pierwszy miesiąc pobytu Maurycego w
Groszkowie i wszyscy go bardzo polubili, a on ich. Codziennie długo spacerował,
robił zdjęcia, siedział nad brzegiem pobliskiego jeziorka i coś pisał w swoim
notesie. Nikt oczywiście nie wiedział co.
Aż do pewnego dnia, kiedy to w Groszkowie zaczęto przygotowywać się do
corocznego festiwalu z okazji święta Groszka. Było to bardzo kolorowe święto,
dekorowano stoły pachnącym groszkiem,
gotowano potrawy z groszku, dzieci i dorośli tańczyli, recytowali
wiersze o groszku, śpiewali piosenki, bawili się. Maurycy wszystko notował i
robił zdjęcia. Wieczorem przy ognisku wszyscy usiedli do pieczenia kiełbasek,
jedzenia i wspólnego śpiewania. Wtedy Maurycy postanowił opowiedzieć
mieszkańcom wioski swoją tajemnicę. Otóż… dawno temu, wiele lat temu mieszkałem
w krainie zwanej Doliną Pięciu Stawów. Było tam pięknie, tak zielono jak u Was,
ptaki pięknie śpiewały jak u Was, kwiaty tak pięknie kwitły jak tutaj i
wszystko dookoła było cudowne. Ale niestety mieszkańcy wioski nie byli tak mili
i życzliwi jak Wy. Ciągle się kłócili, sprzeczali, rodziły się konflikty, bo
zamiast rozwiązywać problemy i wyjaśniać sobie różne nieporozumienia na
bieżąco, oni woleli trzymać w sobie urazę, nie wybaczać i pielęgnować w sobie
złość. Nie było przyjemnie. Ponieważ urodziłem się tam i wychowałem i nie
znałem innych wiosek i innych ludzi, myślałem, że tak jest wszędzie i, że tak
już musi być. Ale w głębi duszy czułem, że jest gdzieś miejsce gdzie jest
spokój i panuje harmonia. Nie chciałem się z nikim kłócić, wybaczałem ludziom
co złego mi uczynili i sam starałem się nie robić nikomu przykrości. Chciałem
stamtąd uciec. Chodziłem nad stawy, obserwowałem ptaki , podziwiałem kwiaty,
pisałem wiersze, robiłem zdjęcia, by uchwycić piękne chwile. Pewnego razu nad
wioską zawisła wielka czarna chmura, z której zaczął padać deszcz. Padał tak i
padał przez wiele miesięcy, aż zaczęło zalewać ulice, a potem domy. Nikt nie
mógł sobie poradzić z wielką wodą. Mieszkańcy wioski uciekali w popłochu i szukali
schronienia gdzie indziej, z dala od Doliny Pięciu Stawów. Każdy poszedł w
sobie tylko znanym kierunku i nigdy więcej nikogo z tej wioski już nie
widziałem. Wtedy wyruszyłem w drogę. Uznałem, że ten deszcz to był jakiś znak,
że trzeba udać się w poszukiwaniu swojego miejsca na świecie. Nigdy nie miałem
odwagi tego zrobić, gdyż w gruncie rzeczy lubiłem Dolinę Pięciu Stawów, a na
wiecznie kłócących się i narzekających mieszkańców i tak znalazłem sposób. Po
prostu zacząłem ich unikać. Wszedłem w swój świat, świat natury, ciszy, spokoju
i to mi wystarczało. Dopóki nie nadszedł deszcz i wygonił wszystkich
mieszkańców Doliny Pięciu Stawów. Wziąłem z domu to, co było mi najbardziej
potrzebne. Spakowałem plecak, trochę jedzenia, aparat na szyję, notatnik w
kieszeń i wyruszyłem. Szedłem długo nim
dotarłem do pierwszej wioski. Opuściłem ją po kilku dniach pobytu. Potem
dotarłem do drugiej, trzeciej i czwartej, ale w żadnej z nich nie czułem się
dobrze. W końcu przez wiele lat podróżowania i poszukiwań dotarłem tu do Was. I
od razu poczułem się cudownie. Już po pierwszym dniu wiedziałem, że chcę tu z
Wami zamieszkać. Od początku przyjęliście mnie z wielką godnością, byliście i
jesteście bardzo gościnni i uczynni, pozwoliliście mi tu zostać mimo, że w
ogóle mnie nie znacie, nie zadawaliście pytań dopóki ja nie zdecydowałem się
opowiedzieć Wam o sobie. Zaufaliście mi i daliście mi szansę. W żadnej innej z odwiedzanych
przeze mnie wiosek nie czułem się tak dobrze jak tu. Czuję, że znalazłem swoje
miejsce na ziemi. I pomyśleć, że Dolinę Pięciu Stawów musiał zalać deszcz,
żebym zdecydował się wyruszyć w poszukiwaniu własnej drogi i własnego miejsca
na świecie. Bo przecież każdy ma takie miejsce tylko trzeba się odważyć i
odnaleźć je. Znaleźć najpierw spokój w sobie, a potem to jedyne w swoim rodzaju
miejsce.
-Dziękuję Wam za to, że jesteście!- zakończył Maurycy.
Wszyscy mieszkańcy miasta zaczęli bić mu brawo za cudowną
opowieść i za to ,że zaufał im i opowiedział im o sobie. Maurycy postanowił, że
pokaże swoim towarzyszom zdjęcia, które zrobił podczas swojej podróży i
przeczyta swoje wiersze. Od tej pory stało się to tradycją festiwalu. I co roku
Maurycy prezentował zdjęcia, które robił przez ostatnie dwanaście miesięcy w
Groszkowie i recytował wiersze, które pisał siedząc nad pobliskim jeziorkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi, że zostawiasz kilka swoich słów, DZIĘKUJĘ;)