piątek, 11 marca 2011

Niciarka wcale nie na nici

No i się doczekała bidulka niciarka. Leżała, leżała i w końcu przyszedł na nią czas. Jednak zmieni się jej przeznaczenie i  miejsce, w którym ma zamieszkać, więc i koncepcja kolorystyczna ulega ciągłym  modyfikacjom a pomysł na serwetkę dopiero się rodzi.
Wspomnienia małej niciarki
Środa, 9 marca, godz. 21:44
Dostałam swój pierwszy kolor, nie wiem czy dobrze mi w zieleni, ale nie miałam za bardzo wpływu na wybór garderoby, zresztą i tak będę coś miała na wierzchu, więc może się nie będę tak strasznie wyróżniać z tłumu...

Czwartek. 10 marca godz. 14:04
W ordynarny sposób potraktowano mnie woskiem, jak okłady parafinowe- jak by mnie conajmniej coś w krzyżu łupało! Całe szczęście, że nie gorącym. Taki masaż, w sumie całkiem przyjemny.

                               godz. 15:30
Nareszcie jakiś twarzowy kolor, dwie warstwy ładnego beżu tuszują wszystkie moje niedoskonałości.
                              godz. 18:29
Ałłłłłłłłł, to boli! Jak tak można traktować papierem ściernym, nożem i paznokciem na zmianę?! Istne tortury, ale zaciskam zęby, czego się nie robi dla urody.

                              godz. 20:23
Zrobili mi jakiś make-up czymś klejącym, później oberwałam gorącym żelazkiem, ale warto było chwilę pocierpieć, góra może się już ludziom pokazać, jeszcze tylko tyłeczek i boczki i jestem gotowa.

                            godz. 21:19
Otrzymałam właśnie boczki, ale dopieszczać będą mnie dopiero jutro, a tymczasem dobrej nocy.


Sobota, 12 marca, godz. 16:45
Nareszcie sobie o mnie przypomnieli- jestem gotowa, piękna, zgrabna i powabna.
w aranżu



2 komentarze:

Beaśka pisze...

Pozdrowienia dla niciary:-)

Agafia pisze...

Niciarka śliczna, ale mnie zachwyciły obrazki na ścianie! Prześliczne są :)